Aktualności

12 lat życia dla Bukówca

ImageStanisław Malepszak – znany wszystkim głównie dzięki książce  „Bukówiec na tle dziejów krainy przemęckiej”,  swoistej bukówieckiej „biblii”. Urodził się w ?abikowie 4 października 1927, gdzie zawędrował i osiadł ojciec Jan Malepszak, rodowity Bukówczanin (mieszkał tam gdzie dziś rodzina Koniecznych).  Skończył piątą klasę szkoły powszechnej gdy wybuchła wojna i tak na 6 lat zakończyła się jego edukacja, a zaczęła się ciężka praca. Jako 15 –latek wstawał o 3.30 i szedł na 12 godzin do pracy w cegielni. Stojąc nad gigantycznym mieszadłem wyciągał z masy gliny kamienie – praca ciężka i niebezpieczna, nikt jednak nie martwił się co stanie się z młodym Polakiem…  W niedzielę praca trwała nieco krócej, trzeba była załadować „tylko”  5000 sztuk cegieł.

Image
Stanisław Malepszak
Stanisław Malepszak – znany wszystkim głównie dzięki książce  „Bukówiec na tle dziejów krainy przemęckiej”,  swoistej bukówieckiej „biblii”. Urodził się w ?abikowie 4 października 1927, gdzie zawędrował i osiadł ojciec Jan Malepszak, rodowity Bukówczanin (mieszkał tam gdzie dziś rodzina Koniecznych).  Skończył piątą klasę szkoły powszechnej gdy wybuchła wojna i tak na 6 lat zakończyła się jego edukacja, a zaczęła się ciężka praca. Jako 15 –latek wstawał o 3.30 i szedł na 12 godzin do pracy w cegielni. Stojąc nad gigantycznym mieszadłem wyciągał z masy gliny kamienie – praca ciężka i niebezpieczna, nikt jednak nie martwił się co stanie się z młodym Polakiem…  W niedzielę praca trwała nieco krócej, trzeba była załadować „tylko”  5000 sztuk cegieł.

Po kilku miesiącach udało mu się : przeniesiono go do warsztatów kolejowych w Poznaniu – tu naprawiano niemieckie parowozy i wagony, tak potrzebne niemieckiemu wojsku. Praca była nieco lżejsza, a  pan Stanisław wiele się nauczył, stał się też swoistym specjalistą od naprawy wodowskazów. Jego zdolności widać zostały zauważone gdyż w niecały rok później został przeniesiony do parowozowni, gdzie trafił do grupy chłopaków (25 Polaków i 25 Niemców) mających zostać maszynistami. Tak to  wspomina:  „.. To była szkoła życia! Nauczyłem się tam ślusarstwa, spawania, pracowałem na najnowocześniejszej wówczas tokarni, obsługiwałem frezarki, skrawarki, nauczyłem się kowalstwa. Maszynista musiał to wszystko umieć”. Była to nie tylko szkoła zawodów, chłopcy byli traktowani jak żołnierze: „…W przerwie była musztra i forsowne biegi, druga przerwa to swoisty samosąd nad tymi, którzy w czasie pierwszej przerwy lub pracy coś przeskrobali, panowała niesamowita dyscyplina, meldowanie, salutowanie… Co sobotę cały warsztat był szorowany, łącznie z oknami, podłogami, nie wspomnę o narzędziach które musiały lśnić i być idealnie poukładane…” - snuje dalej swoje wspomnienia.

Na początku 1945 roku wkroczyli Rosjanie. Pan Malepszak jeszcze przez dwa tygodnie chodził do pracy, za każdy przepracowany dzień dostawał bochenek chleba. „…Wszyscy wszystko rozkradali, skończył się porządek, kaloryfery zamarzły…”. Odszedł, na obchodne dostał pierwszą w życiu wypłatę i to w polskich pieniądzach!.

Poszedł do szkoły, przyjęto go do II klasy gimnazjum, skończył ją w kilka miesięcy, potem już normalnie ukończył III i IV klasę  i w roku 1947 poszedł do Państwowego Technikum Mechanicznego. Maturę zdał w 1950 roku i zgodnie z ówczesnymi przepisami naukę musiał odpracować. Dostał dwuletni nakaz pracy w Fabryce Maszyn Młyńskich  w Rogoźnie. W rok później ożenił się ze siostrą swojego kolegi, Aleksandrą. „…Ależ była wtedy bieda , nic nie szło kupić. I tak jak we wojnę, ratowała nas poczciwa koza. ?eby nie ta koza to nie wiem czy przeżyłbym tak ciężką pracę w czasie wojny, o kromce suchego chleba! Wielu moich kolegów pochorowało się na gruźlicę, poumierali, ja przeżyłem i zawdzięczam to kozom, może też trochę tym kurom i królikom, cośmy je zawsze hodowali…”.

 Jak tylko skończył się przymusowy staż odszedł bez żalu z Rogoźna. Udało mu się dostać do Poznańskiego Biura Projektów Budownictwa Przemysłowego. Było to duże, prestiżowe biuro, zajmowało się dużymi zleceniami. Tu ukończył studia inżynieryjne i magisterskie. W międzyczasie zostaje głównym projektantem. Co projektował? „.. wasz leszczyński „Metalplast”, Wolsztyńską Fabrykę Mebli, „Polfę” Poznań, Jarocińską Fabrykę Obrabiarek Wiepofama, , rozbudowa Cegielskiego…” wyliczeniom nie ma końca, same ważne, znane obiekty. „Myśmy oczywiście nie projektowali budynków, do tego byli architekci, myśmy projektowali linie produkcyjne, kuźnie, stolarnie, odlewnie, zaplecza,  infrastrukturę komunikacyjną i setki innych elementów bez których dana fabryka nie mogłaby funkcjonować”.

Bardzo lubił swoją pracę, była jego pasją… Aż przyszedł rok 1976, zima, jechali z Fabryki Papieru w Świeciu do Kwidzyna gdzie ruszał ich projekt budowy ogromnej drukarni. Było ślisko, wjechał na nich „Star”. „…Niewiele pamiętam, wie pani? to nawet nie bolało… I miałem szczęście. Zamarzł zamek od lewych drzwi pasażera, nie szło otworzyć, więc przerzuciliśmy nasze rzeczy i wsiadłem z drugiej strony. Po tych rzeczach nic nie zostało…”

Po wypadku wraca do pracy ale ma poważne kłopoty ze wzrokiem, to utrudnia pracę nad precyzyjnymi rysunkami. Wykorzystuje moment i w 1981 roku przechodzi na wcześniejszą emeryturę.

„… i co ja miałem na tej emeryturze robić?”

Wiem, że to jest pytanie retoryczne. Barwna opowieść toczy się dalej: „…nareszcie miałem czas by powrócić do Bukówca, tam spędziłem wiele pięknych chwil, często z ojcem jeździliśmy do babci i dziadka.  Ilu tam było wspaniałych ciepłych, życzliwych ludzi, od dziadków począwszy przez niezliczone ciotki, na sąsiadach skończywszy. Nigdy nie zapomnę tych spotkań, rozmów, pachnącego chleba. Pamiętam kapliczki mijane po drodze z kolei, chaty, pozdrawiających nas co kawałek bukówczan…”

Pan Malepszak postanowił dowiedzieć się czegoś więcej swoim o dziadku i swoim rodzie. Udał się do bukówieckiego proboszcza w nadziei, że w parafii znajduję się

odpowiednie dokumenty i zapisy. Tu dowiedział się, że są, ale w Archiwum Archidiecezjalnym w Poznaniu.  „… No więc poszedłem do tego archiwum. I utkwiłem tam na parę lat…”. Odnalazł księgi parafialne Bukówca, odnalazł liczne zapiski, ale problemem było ich czytanie i tłumaczenie. Nie dość, że były pisane starym liternictwem, to jeszcze po łacinie…Dzielnie jednak przychodził co dzień i kartka po kartce wgryzał się w dokumenty. ”…Moje męki zauważyła pani, która siedziała tu prawie równie często jak ja. Zaproponowała mi pomoc, dała mi adres gdzie mam przyjść”. Okazało  się, że była to dr Krystyna Gołaska z Polskiej Akademii Nauk. Pomogła w odczytywaniu starych dokumentów, udostępniła wiele materiałów, pracowała bowiem z gronem naukowców nad słownikiem geograficzno-historycznym.”

Poznał też historyków, m.in. prof.. Gąsiorowskiego, ich metody pracy.  W instytucie PAN przesiadywał odtąd całymi dniami. Po pracy historycy zostawiali mu klucz, a on pracował dalej. Potem przychodziły sprzątaczki i prosiły:  ”Niech pan wyjdzie chociaż na chwilę, tylko sprzątniemy”.

Sam nie wie kiedy chęć zebrania informacji o swojej rodzinie zamieniła się w pasję zbierania materiałów o całym Bukówcu i okolicy. Więc wertował kartkę po kartce przerzucając setki ksiąg i dokumentów  w nadziei, że pojawi się „Bukówiec” lub coś koło tego… Jeździł też sporo w teren, rozmawiał z dziesiątkami ludzi, przemierzał autobusem i pieszo setki kilometrów: szukał. szukał, szukał…

„…I znajdowałem! Wie pani, że udowodniłem gdzie znajdowało się kilka nie istniejących już osad, np. „Ptowy”, wymieniane w dokumencie z 1210 roku prawie obok Bukówca. Wydedukowałem, że musi to być gdzieś w okolicy Kaszczoru. Pojechałem tam, na przystanku siedziały cztery babcinki to zapytałem się o te Ptowy. Trzy kiwały przecząco głowami ale jedna powiedziała  „A moja babka to zawsze mówiła, że mómy łunke Ptowy…”. Wytłumaczyła mi gdzie to, poszedłem z opisem historycznym tego miejsca i… wszystko się zgadzało! Była „biała góra” - taka wydma, był strumień, idealnie pasowało ukształtowanie powierzchni. Dziś mówiąc o Ptowach powołują się na mnie poważni naukowcy. Podobnie z Wierzchujami, Rozwarowem, Okolnicą”.

Pan Malepszak snuje ciekawą opowieść, o Opalińskich i ich pokrętnych interesach, o cystersach, o kolejnych wojnach i ich cichych, bukowieckich bohaterach… O setkach szczegółów bukówieckiej historii, wyłuskanych przez niego z morza dokumentów, książek, fotografii, wspomnień…

„… I tak minęło 12 lat, 12 lat zbierałem i pisałem „Bukówiec na tle dziejów Krainy Przemęckiej”. 12 lat mojego życia dałem Bukówcowi”.

Pierwsze wydanie jego książki ukazało się w 1993 roku, zostało bardzo wysoko ocenione przez środowiska naukowe historyków, otrzymało prestiżową nagrodę im. Macieja . W dwa lata później ukazało się wznowienie książki . Jest ona niemal w każdym bukówieckim domu.

Doprawdy, ma Bukówiec szczęście, że znalazł się taki Stanisław Malepszak, który wyszukał, poukładał i napisał tak szczegółową historię naszej wsi. Napisał niegdyś  i… napisał ponownie. Przez ostatnich kilka lat p. Malepszak pracował bowiem nad kolejnym wydaniem tej książki: uzupełnionym o 30 ostatnich lat historii Bukówca i nowo odnalezione fakty, poprawionym (jak sam mówi, nie wszystko mu się w tamtym wydaniu podobało, już po jego wydaniu dowiadywał się od ludzi lub sam znajdował pewne nieścisłości,  których wcześniej nie był w stanie z różnych względów stwierdzić).

Pani Aleksandra przynosi kolejne filiżanki kawy i herbaty, zjedliśmy już szarlotkę, placek, kanapki. Wpada córka, potem wnuk, za oknem robi się ciemno. Pani Aleksandra uśmiecha się do nas, ale chyba najbardziej do męża, z dumą przynosi piękny dokument nadania p. Stanisławowi tytułu doktorskiego. Pytam się czy nie ma za złe Bukówcowi, że tak porywa jej męża. Śmiejąc się mówi, że ostatnio gorszy jest Luboń. Pan  Malepszak jest nie tylko stałym korespondentem gazety „Wieści lubońskie” ale również autorem kilku książek o tym mieście: „Parafia św. Jana Bosko na tle historii Lubonia”, „50 lat lubońskiego klubu sportowego”, „Wykopaliska archeologiczne w Luboniu”, „?abikowo – dzieje wsi i fundacji Augusta Cieszkowskiego”, „Luboń i okolice – dzieje osadnictwa i dziewięciu parafii”.

Jakie jest Pana marzenie? - pytam.  „Chciałbym ujrzeć nowe wydanie mojej książki o Bukówcu”. Nie wiem co odpowiedzieć, trochę mi wstyd, bo sprawa rozbija się tylko i wyłącznie o pieniądze…

Państwo Malepszakowie wyprowadzają nas na ulicę, dostajemy gazety  „Dla Miećka” czyli dla pana Miecia Polocha, jest najbliższym obecnie krewnym p. Stanisława w Bukówcu.

„…A Bukówiec poznałbym zawsze, nawet gdyby mnie w nocy z pociągu wystawiono, po zapachu… Zapachu ziemi…”

 

Wspomnień wysłuchał, nagrała i spisała (tylko małą część) w sierpniu 2006 roku Zofia Dragan.

A pieniądze udało mi się zdobyć za co wszystkim ofiarodawcom jestem niezwykle wdzięczna. - Z. Dragan
© 2017 SP Bukówiec Górny. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Odwiedza nas 709 gości oraz 0 użytkowników.