Z przyjemnością wzięliśmy udział w tym niezwykłym widowisku. Wystąpiliśmy w roli mieszkańców wioski. Najmłodsi po prostu bawili się, paśli też gęsi i kozy. Starsi z nas – jak to wówczas bywało – pomagali w pracy.
Tak więc dziewczyny prały, chłopacy zaś młócili cepami. Codzienność naszej wioski przerwał przyjazd ułanów. Po niej musieliśmy się ewakuować. Odjechaliśmy wozem pana Krzysia Poprawskiego i stuletnim wózkiem, który sami musieliśmy ciągnąć. Z nami pojechały też kozy, pierzyny, koszyki z jedzeniem no i oczywiście starsi. Całą bitwę przeżyliśmy w „klasztorze” czyli za górką. Mieliśmy stąd świetny widok na wszystko, chociaż żal nam było że ni jesteśmy „w ogniu walki”. Oczekując na powrót do wsi wydoiliśmy więc kozy, bo męczyły się takie niewydojone... Potem wróciliśmy, - było super, wszyscy bili nam brawo, mówili, że było to naprawdę piękne widowisko.
Następnego dnia poszliśmy w nagrodę na lody. Chętnie znów weźmiemy udział w takim widowisku.